Tylko ty wiesz, czym jest Twój zmysł wewnętrzny. Nikt inny. Nie można go zaobserwować z zewnątrz. Gdy boli cię głowa, tylko ty o tym wiesz. Nie możesz tego nikomu udowodnić. Kiedy jesteś szczęśliwy, tylko ty to odczuwasz, nikt inny. Nie możesz tego położyć na stole, aby zostało zbadane, pokrojone, zanalizowane przez wszystkich. Zmysł wewnętrzny jest tak bardzo osobisty, że nie możesz go nawet nikomu udowodnić. Dlatego nauka neguje jego istnienie, choć negacja ta jest sprzeczna z naturą ludzką. Nawet naukowiec wie, że gdy czuje miłość, jest to zjawisko wewnętrzne. Coś tam jest! Nie jest to rzecz ani przedmiot i nie jest możliwe pokazanie tego innym – a mimo to istnieje.
Zmysł wewnętrzny ma swój własny sposób postrzegania. Ale przez akademicką edukację ludzie zatracili zaufanie do takiej oceny. Do tego stopnia polegają na zdaniu innych, że jeśli ktoś powie: „Wyglądasz na szczęśliwego”, zaczynają czuć się szczęśliwi. Podobnie jeśli dwadzieścia osób postanowi cię unieszczęśliwić, uda im się to. Wystarczy, że będą powtarzać przez cały dzień – gdy tylko się na ciebie natkną: „Wyglądasz na nieszczęśliwego, na bardzo smutnego. Co się stało? Ktoś umarł?” Zaczniesz podejrzewać, że skoro tylu ludzi mówi, że jesteś nieszczęśliwy, to pewnie mają rację. Polegasz na opiniach innych – od tak dawna, że zgubiłeś wszystkie ślady wewnętrznego zmysłu. Musisz go na nowo odkryć, ponieważ wszystko, co jest piękne, wszystko, co jest dobre, wszystko, co jest boskie, można poczuć jedynie dzięki niemu.
Przestań pozostawać pod wpływem opinii innych ludzi. Zacznij raczej patrzeć w głąb siebie. Pozwól wewnętrznemu zmysłowi przemawiać do ciebie. Ufaj mu. Jeśli mu zaufasz, będzie rósł. Jeśli mu zaufasz, odżywisz go i stanie się silniejszy. Bóg nie jest osobą, lecz poczuciem najwyższego błogostanu, najpełniejszym poczuciem bycia „u siebie”, najwyższą świadomością, że należysz do tego świata, a świat należy do ciebie. Nie jesteś tu obcy, jesteś stąd. Zacznij go dopuszczać do głosu! Dawaj mu jak najwięcej okazji. Nie szukaj jedynie zewnętrznych autorytetów, nie szukaj zewnętrznych opinii. Staraj się zachować większą niezależność. Więcej odczuwaj, mniej myśl.
Bóg jest poznawalny tylko dzięki wewnętrznemu zmysłowi. Zmysłów jest sześć, w tym pięć zewnętrznych – te informują cię o świecie. Oczy mówią o świetle; bez nich nie znałbyś go. Uszy mówią o dźwięku; bez nich nic byś o nim nie wiedział. Ale jest też szósty zmysł, zmysł wewnętrzny. Mówi ci o tobie i o tym, co się dzieje wokół ciebie. Zmysł ten musi zostać odkryty. Odkrywaniem szóstego zmysłu jest właśnie medytacja.
Wolność wewnętrznych zmysłów
Największy strach budzą w nas opinie innych ludzi. Z chwilą gdy przestaniesz bać się tłumu, przestajesz być owieczką, stajesz się lwem. W twoim sercu budzi się ryk, ryk wolności. Budda nazwał go „rykiem lwa”. Gdy człowiek osiąga stan absolutnej ciszy, ryczy jak lew. Po raz pierwszy wie, czym jest wolność, ponieważ teraz nie boi się zdania innych. To, co mówią ludzie, nie ma znaczenia. To, czy nazywają cię świętym, czy grzesznikiem, jest nieistotne. Twoim absolutnym i jedynym sędzią jest Bóg. Bóg to nie osoba, Bóg to cały wszechświat. Nie jest to więc kwestia stawania przed obliczem jakiejś osoby. Musisz zmierzyć się z drzewami, rzekami, górami, gwiazdami – z całym wszechświatem. A jest to nasz wszechświat, jesteśmy jego częścią. Nie ma potrzeby się go bać, nie ma potrzeby czegokolwiek przed nim ukrywać. Właściwie nawet jeśli spróbujesz, nie uda ci się to. On już wie, wie o tobie więcej niż ty sam.
Jest jeszcze jedna sprawa, nawet ważniejsza od doświadczania Boga. Otóż musimy zdać sobie sprawę z tego, że Bóg już osądził. Nie jest to coś, co zdarzy się w przyszłości, to już się stało: już osądził. Dlatego znika nawet strach przed sądem. Nie jest to kwestia dnia Sądu Ostatecznego. Nie musisz drżeć; pierwszy dzień był dniem sądu; osądził cię, gdy cię stworzył. Zna cię, jesteś jego dziełem. Jeśli stanie się z tobą coś złego, to On odpowiada, nie ty. Jeśli zbłądzisz, On za to odpowiada, nie ty. Jak ty mógłbyś być odpowiedzialny? Nie stworzyłeś samego siebie. Jeśli malujesz i coś się nie uda, nie możesz powiedzieć, że zawinił obraz – przyczyna leży w dłoni malarza.
Więc nie ma potrzeby obawiać się tłumu czy wyimaginowanego Boga, pytającego cię w dniu Sądu Ostatecznego, co zrobiłeś i czego nie zrobiłeś. On już osądził – to bardzo ważne – już się to stało, więc jesteś wolny. A w chwili, gdy człowiek wie, że ma swobodę być sobą, życie nabiera dynamizmu.